Forum Forum pokoju "Samobójcy" na www.czat.onet.pl
...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Poezja ponura

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum pokoju "Samobójcy" na www.czat.onet.pl Strona Główna -> Hobby
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sword_of_Justice
Administrator



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:40, 18 Sie 2007    Temat postu: Poezja ponura

Zgodnie z tematem... wielu z Was obcuje z poezją. Proponuję zebrać te najbardziej mroczne i ponure. Wink Na początek wrzucam pierwsze z brzegu wiersze Wojaczka.




DOTKNĄĆ...
Dotknąć deszczu, by stwierdzić, że pada
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada

Dotknąć ściany, by stwierdzić, że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur

Ugryźć kromkę, by stwierdzić, że żyto
Zjadły szczury i piekarz też zginął

Łyknąć wody, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła

Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi



BĄDŹ MI
Bądź mi od stóp do głowy, od pięty do ucha
Od kolan do pachwiny, od łokcia do paznokci
Pod pachą, pod językiem, od łechtaczki do rzęs

Bądź biegunem mojego pomylonego serca
Rakiem, który mózg jedząc pozwoli poczuć mózg
Bądź wodą tlenu dla spalonych płuc

Bądź mi stanikiem, majtkami, podwiązką
Bądź kołyską dla ciała, niańką co kołysze
Jedz mi brud zza paznokci, pij miesięczna krew

Bądź żądzą i spełnieniem, rozkoszą, znowu głodem
Przeszłością i przyszłością, sekunda i wiecznością
Bądź chłopcem, bądź dziewczyną, bądź nocą i dniem

Bądź mi życiem, radością, bądź śmiercią, zazdrością
Bądź złością i pogarda nieszczęściem i nudą
Bądź Bogiem, bądź Murzynem, ojcem, matka synem

Bądź- i nie pytaj, jak Ci się wypłacę
A wtedy darmo weźmiesz najpiękniejszą zdradę:
Miłość, która obudzi śpiącą w Tobie śmierć



CIEMNOŚĆ CIEMNIEJE ZNÓW (...)
Ciemność ciemnieje znów za oknem powiek
Bo, gdy przejrzeć miłością zasłużył,
Pękła kość wzroku patrzącego w płomień
Żywego ciała prawdziwej róży.

Ale on zaraz swe ręce przymusił
Do szukania w ciemno: nimi patrzy.
Musiał go wprawy w cierpieniu ktoś uczyć,
Że niewidoczne na drwiącej twarzy

Choć płomień rośnie, a on wciąż bez skargi
Swoim bólem najuczciwiej soli.
Ktoś do miłości urodził go takiej,
Co na ołtarzu ofiarę mnoży!


MĘSKOŚĆ POLEGA NA TYM (...)
Męskość polega na tym aby bić kobietę
Zgadzam się z Tobą nadstawiam policzek

Kiedy indziej klniesz moją matkę
Słucham pilnie, pilnie przytakuję

O mnie najczęściej opowiadasz źle
Mówię że masz rację kiedy mi powtórzą

Kiedy w najlepszej wierze się rozbiorę
śmiejesz się z małych piersi chudych ud

A ja Ci drwić pozwalam sama się śmieję
Blizna po wyrostku naprawdę wstrętna

Kiedy odchodzisz nie pytam kiedy wrócisz
Kiedy wracasz nie pytam gdzieś był

Dziwisz się gdy mówię że Cię kocham
Przecież to znaczy: jestem już zawczasu wdowa


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sword_of_Justice
Administrator



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:44, 18 Sie 2007    Temat postu: Poezja ponura ;) - Bursa cz.1

Andrzej Bursa - Aktor prowincjonalny

Zziębnięty Szekspir chlipie zupę
By ulgę przynieść głodnym trzewiom
Mądrością jest w jadle się skupić
By nie przyglądać się pogrzebom

Teatr i cmentarz gra bez przerwy
Według obwieszczeń rady miejskiej
O dobrze jest o nikłe resztki
Na dnie talerza łyżkę szczerbić




Andrzej Bursa - Ballada o Cyganeczce

Cyganeczka tańczy i błyszczy
Na peronie w miasteczku fabrycznym

- Panie złoty
Daj parę złotych

Zabrzęczały zadygotały
Wszystkie dzwonki, których nie miała

Oniemiałym wzrokiem spoglądam
Zapomniałem o swoim pociągu

Hm... na pieniądze jesteś za mała
Kupię ci lepiej cztery obwarzanki
Ale... ale... Słuchaj no mała
Umiesz ty po cygańsku?

Boby mi było miło gdybyś tak
coś powiedziała w swoim języku -
Żeby jabłoni majowej kwiat
Słowik w sanskryckiej lingwistyce

Ech ogniska jałowce brzozy
Pies niosący srogi łeb pod wozem

Podróżni szarzy od pola i fabryk
A ty jesteś śpiewającą barwą

Czekaj jeszcze kupię ci słodyczy
Bierz co zechcesz płacę jak żywo

I wtem znowu przy budce dróżniczej
...Zagwizdała lokomotywa

Szybko wybiegam na peron
A kolejarz do mnie przez wąsów gęstwinę
- Próżny pośpiech obywatel
Wasz pociąg odszedł przed godziną

- A następny?
- Dopiero rano
Pusta stacja
Pusta poczekalnia
Nie ma nawet małej Cyganki
Zostałem na peronie sam
Z nadgryzionym obwarzankiem




Andrzej Bursa - Bar dla psów w mieście Bonn

Na zachodzie w mieście Bonn
Dobre serca mają ludzie.
Przy uliczce w mieście Bonn
Mały mieści się lokalik.

Nasi by tam dawno, panie,
Bibliotekę czy świetlicę,
Albo żłobek, by oseskom
Marksizm wpychać w małe główki.

Ale tam, w mieście Bonn,
Zachód, panie, zachód, panie,
Dobre serca mają ludzie,
Tam - maleńki bar dla psów.

Wśród wesołych, lśniących psów
Chodzi kelner Wonny Bóg,
Uśmiechnięty i niebiański
Jak z Asyżu dobry święty.

Chmurny dog, pasiasty drad,
Wcina kotlet po wiedeńsku,
Foksterierek chłepta bulion,
Nóżki w cieście seter żre.

Na kanapie - miękki plusz,
Bokser się wyciągnął tłusty,
Pomarszczony pysk sceptyczny
Na poduszce miękkiej legł.

Biedny Miki, biedny Mix,
Taki słaby masz żołądek,
Ale szynka dziś bez tłuszczu,
Może jednak... Pozwól Mix...

Ulicami zimny wiatr,
Ćmi za oknem noc niemiecka.
W drzwiach kuchennych czarna postać:
- Co nowego, pani Schultz?

- Bieda? No cóż, jest tu łyżka.
Dzisiaj zostawili dość.
Pieski jakoś niełakome,
Możesz sobie pani zjeść.

Na zachodzie w mieście Bonn
Luksus, panie, cuda, panie,
Dobre serca mają ludzie,
Tam - maleńki bar dla psów.




Andrzej Bursa - Cagliostro

Bogusławowi Bałosowi

Cagliostro – bękart dziewki z Neapolu
Dziś z markizami w durnia gra przy winie
Szczęście się toczy jak dukat po stole
Peruki chylą się przed łotrem z gminu.

Kiedy niejeden drżał o swoją głowę
I przed Bastylią podwojono warty
On w szklanej kuli pokazał królowej
Zmyślną machinę do ścinania karków.

Zbladła królowa bo pod gilotyną
W szkle poznała rysy swojej twarzy
A mistrz nazajutrz nad dachami płynął
Pośród zachwytów szewców i mularzy.

Więc kiedy ścinać zaczęto naprawdę
I gniew kołysał jak chorągiew ludem
Wołano: Mistrzu dziś – w kościele dawnym
Mszę odpraw czarną papiestwu na zgubę!

Ale Cagliostro swój dorobek kramarski
Ściskając mocno ściągany księżycem
Przynaglał sługę by konie gnał wartko
Przez błotnistą flandryjską granicę.
1955






Andrzej Bursa - Casanova

Giuseppe Casanova
któremu tak zazdrościsz
nie był wcale bardzo bogaty
ani bardzo silny
a jego epoka
znała wielu mężczyzn równie pięknych
jak on
lub piękniejszych od niego
ale był grzeczny
tkliwy
rycerski
i zawsze zdobywał
chociaż czasem mógłby bez tego
dopiąć celu
więc o ile chcesz
tak jak on
zdobywaj serca kobiet
i nie zrażaj się trudnościami
Zacznij od własnej żony.





Andrzej Bursa - Chory synek

Wróbelkom nie sypiesz bułeczki
Wiewiórka nie przyjdzie do raczki
Mój synek jest chory... Łóżeczko
zdyszane oblepia gorączka

Ach dałbym ci księżyców tysiąc
I pałac miodowy za górą
Osiołka i parę tygrysią
Jak gdybyś już bajki rozumiał

Lecz ty nie rozumiesz biedactwo
I w główce maleńkiej coś marzysz
A żona pobiegła do miasta
Ażeby sprowadzić lekarza

Ucichły na schodach jej kroki
Gdy z synkiem zostaliśmy sami
Jak wielki nietoperz - niepokój
Szybował powoli nad nami





Andrzej Bursa - Depesza

do redakcji przyszła depesza
następującej treści
"mordujemy wszystkich poetów
od dnia pierwszego września"

depeszowiec zbladł jak biuletyn
czy można zamieścić
czy można zamieścić
tę opóźnioną depeszę
o tak niejasnej treści

więc dzwoni do naczelnego
ale w słuchawce zahuczał jakiś demon
jest zdezorientowany
nic nie wie z tego

więc szuka w encyklopediach
pod "antypoetyzacja" i w biuletynach
i tomach Lenina
lecz i u Lenina nic nie ma

i tylko noc ołowiana ściana
i w kw nikt nie siedzi o tej porze
i z tą depeszą
i z tymi poetami

o rozpaczy najczarniejsza redaktora






Andrzej Bursa - Dno piekła

na dnie piekła
ludzie gotują kiszona kapustę
i płodzą dzieci
mówią: piekielnie się zmęczyłem
lub: piekielny dzień miałem wczoraj
mówią: muszę się wyrwać z tego piekła
i obmyślają ucieczkę na inny odcinek
po nowe nieznane przykrości
ostatecznie nikt im nie każe robić tego wszystkiego
a są zbyt doświadczeni
by wierzyć w możliwość przekroczenia kręgu
mogliby jak ci starcy
hodowani dość często w mieszkaniach
(przeciętnie na dwie klatki schodowe jeden starzec)
karmieni grysikiem
i podmywani gdy zajdzie potrzeba
trwać nieruchomo w proroczym geście
z dłońmi uniesionymi ku górze

ale po co
dokładnie wydeptywanie dno piekła
uparte dążenie
z pełną świadomością jego bezcelowości
ach ileż to daje satysfakcji.





Andrzej Bursa - Dobry człowiek


Człowiek bardziej hołduje dobru niż złu.
Ale warunki nie sprzyjają mu.
Berlot Brecht


Nad rzeką z wędką
Usiadł dobry człowiek
O błękitnym oku starej owcy
Spławik drga ciszej niż serce
W nieustannym przemijaniu
Mulistej oleistej fali

Błogosławiona fala która nie wraca

On jest dobry cichy człowiek
Gdy miał 17 lat
Obszyty w cesarskie suknie
Zabił w Alpach strzałem w brzuch
Młodego Włocha
Promiennego jak Dawid

Błogosławiona fala która nie wraca

Gdy miał 22
Uderzył nożem mężczyznę
Wytoczył z niego litr krwi
Wtoczył w siebie 100 litrów wódki
Poszło o długonogą dziewczynę
Która potem została jego żoną

Błogosławiona fala która nie wraca

Gdy miał 30
Spłoszona nędzą i przekleństwami
Uciekła od niego żona
Z czarnowłosym motocyklistą
Mistrzem ściany śmierci
Kilkanaście metrów nad ziemią
Wirował na poziomej ścianie
Z tej właśnie wysokości
Runęła Maria

Błogosławiona po sto razy błogosławiona
Fala która nie wraca

Po sąsiadach Żydach
Przetworzonych potem na surowiec
Został mu kosz starej bielizny
Po synach: brak wieści
Po żonie: złoty miękki pęk włosów

On jest dobry człowiek
W drelichowej błękitnej bluzie
Pokurczony jak krab
Nierządny już niczego
Patrzy w spławik
Na oleistej fali





Andrzej Bursa - Dobry psychiatra (Wiatroareoterapia)

Najpierw było tak jak przypuszczałem
bicie
lodowaty prysznic
cuchnące towarzystwo
natchnionych rękodzielników z prowincji
aż przyszedł dobry psychiatra
nie zadawał nam głupich pytań
nie znęcał się

na długich długich sznurach
pozwolił nam do woli fruwać nad ogrodem
długość sznurów przekraczała wysokość
najzawrotniejszych pułapów naszych wizji

o dobrze nam było
doktor jeszcze zachęcał
wyżej wyżej dzieci
o dobrze nam było

ta metoda nazywa się
wiatroaeroterapia
wia-tro-aero-te-ra-pia
wia-tra-pia
ae-ra-pia
pia! pia! pia!





Andrzej Bursa - Doktor C bogacz i cudotwórca

a wszystko o własnych siłach
(trudne dzieciństwo o własnych siłach
gimnazjum o własnych siłach
medycyna o własnych siłach
willa wygodniejsza niż niebo
i dwa samochody piękniejsze niż gwiazdy
też o własnych siłach)
kolekcjonuje kadłubków
takich frajerów bez rąk i nóg
ma ich 22
czyli dwie jedenastki
i powiada
hopla chłopcy dziś uczymy się grać w piłkę nożną
- nie mamy nóg - chrypią ci abnegaci
- e bzdura - marszczy się doktor
ja szedłem przez życie o własnych siłach
o własnych siłach cuda zdziałać można
i mruga na pielęgniarza wysłużonego ex-sierżanta

pół roku trwały treningi w sanatorium za kolczastym drutem
ja nie wiem czy wyrosły im nogi
nie wiem jak to się stało
ale widziałem ich wiosenny mecz
grali chłopaczkowie w football że ha.




Andrzej Bursa - Dyskurs z poetą

Jak oddać zapach w poezji...
na pewno nie przez proste nazwanie
ale cały wiersz musi pachnieć
i rym
i rytm
muszą mieć temperatury miodowej polany
a każdy przeskok rytmiczny
coś z powiewu róży
przerzuconej nad ogniem
rozmawialiśmy w jak najlepszej symbiozie
aż do chwili gdy powiedziałem:
"wynieś proszę to wiadro
bo potwornie tu śmierdzi szczyną"
możliwe że to było nietaktowne
ale już nie mogłem wytrzymać.





Andrzej Bursa - Dziewictwo

minąłem salę błękitną gdzie pili wino
i szmaragdową gdzie poker szedł
minąłem salę żółtą gdzie palili opium
i herbaciarnię gdzie żuli peyotl
wstąpiłem też do kabiny purpurowej
zaciemnionej jak trumna
o przeznaczeniu odrażającym i rozkosznym

dopiero po północy
uznawszy że jestem wystarczająco nasycony kolorami
odważyłem się wyjść na ulicę

cóż kiedy i tak
lilijna biel mojej duszyczki
zwróciła uwagę policjanta.



1957





Andrzej Bursa - Fiński nóż

miałem błyszczący fiński nóż
z napisem "made in finland"
gdy zmierzch podmiejskich sięgał wzgórz
we flechtach krew tętniła

bawoła mogłem zabić nim
ciąć na ogniska trzaski
a gdy się wlókł już gęsty dym
rzeźbić psi łeb na lasce

aż raz gdy noc zapadła już
szmer obcy w krwi zatętnił
więc chciałem sięgnąć po swój nóż
gdy stanął przy mnie księżyc

piętnastoletnich głupich ust
uściski wśród bzów mokrych
i zgasł jak świeczka fiński nóż
w szufladzie rdzą się okrył

miałem błyszczący fiński nóż
bawoła bym nim zabił
gdy zmierzch podmiejskich sięga wzgórz
dobywam go z szuflady

w kącikach flechtów wieczór już
lśni jak porzeczka krwawa
ukradkiem z rdzy wycieram nóż
i między bajki wkładam





Andrzej Bursa - Funkcja poezji

Poezja nie może być oderwana od życia
Poezja ma służyć życiu

Gospodyni domowa powinna:
wytrzeć kurze
wynieść śmieci
wymieść spod łóżka
wytrzepać dywan
nakarmić dziecko
pójść po zakupy
podlać kwiatki
napalić w piecu
przyrządzić obiad
wymyć rondle
wypłukać szklanki
wyprać pieluchy
zaszyć spodnie
przyszyć guzik
zacerować skarpetki
zapisać wydatki

i jeszcze
zrobić
tysiące innych rzeczy których
nie mamy pojęcia

a potem lektura wielkich romantyków
i lu-lu...





Andrzej Bursa - Generał

Generał zza barykady czarnych telefonów
Świat przewracał pchnięciami flankowych uderzeń,
A podczas nocy bardziej od zmierzchów czerwonych
Spał pod wełnianym pledem w ołowianej wieży.

Gdy w miejscu plam błękitnych i kółeczek czarnych
Na mapie dłużej palec zatrzymał generał,
To nad wodopojami wiadomymi sarnom
Gajowi i rybacy musieli umierać.

I skrzypiały na drogach wozy i rzemienie,
Pył usta zaciśnięte i rany oblepiał,
Pod obcasem czerwono bulgotała ziemia,
Niebo karmione ogniem złym patrzyło ślepiem.

Generał na koniku, generał na tanku
Wciąż nowe siły puszczał z żelaznego pudła,
Aż raz gdy sztab w dąbrowie stanął o poranku,
Wyszedł cichcem z namiotu i stanął u źródła.

Krynica odbijała oczu jego kolor,
Dzień młody do rąk przyszedł jak zwierzę,
Generał długo, długo stał z dłonią przy czole,
Aż ramiona rozpostarł i krzyknął: - Żołnierze.

Koniec wojny już bliski, zbierzcie wszystkie siły.
Widziałem dziś pod lasem jutrzenkę różową.
Dla nas wszystkich jej blask... Z tarczami wrócimy
Za rok, za kwartał, miesiąc... hej, podnieście głowy.

I z radosnym okrzykiem przebiegł przez obozy,
Aż zdyszany ochrypł od próżnego trudu.
Oni głów nie podnieśli, bo urwane głowy
Nie chciały już do martwych przyrosnąć kadłubów.
1955




Andrzej Bursa - Hamlet

Gdy kur blaszany pieje rano
i warta nocna zmienia konie
Hamlet przygląda się kolanom
nóg swoich gładko utoczonych

Zrzuciwszy płaszcz z lubością stwierdza
ud twardość i wypukłość piersi
w cuchnącej świeżym trupem twierdzy
Hamlet kryguje się do śmierci

Sztylet uderza w zamku cicho
sto uszu każdy kat ma pusty
wiec Hamlet nie chce budzić licha
bezgłośnie śmieje się przed lustrem




Andrzej Bursa - Inaczej wyobrażałem sobie śmierć (...)

Inaczej wyobrażałem sobie śmierć
wierzyłem naiwnie
że szczytowy orgazm przerażenia
wytrąci mnie wreszcie ze strefy bólu

Tymczasem wszystko czuję
widzę wszystko
pozostając na prawach trupa
bez możliwości jęku
drgnienia
poruszenia się
uczestniczę całym zapasem strachu i cierpienia
w ogranym kawałku dra Tulpa
Student nieśmiały i gorliwy
wierci mi w mózgu jakimś dziwnym instrumentem
Patrząc na brzydką twarz chłopca
ubogi i niemodny strój puszek na wardze
myślę
możliwe że on jest jeszcze niewinny
i złośliwa satysfakcja przynosi mi pewną ulgę
(o ile można doznawać ulgi w
trakcie wiercenia w mózgu)
Znam wszystkie narowy profesora
starego i łysego jak koń
znam posępne dowcipy studentów
zdołałem zapamiętać absurdalne frazesy medycyny
których pokryciem jest rzekomo
moje udręczone ciało
skazane na odkrywanie
coraz okrutniej zdumiewających
bukietów tortur
1957





Andrzej Bursa - Islam

Gdybym był staroświeckim Turkiem
wierzącym w automatyczną emigrację
z podziurawionego przez niewiernych kadłuba
do Seraju
na pewno nie pobrudziłbym stóp przed komisją poborową
aby
ten bydlak pomagier
pomyślał oglądając moje ślady na tekturze
że mam platfus
ani nie wspomniałbym nic o sercu

ale któż potrafi mi dziś zagwarantować Seraj

czy zmądrzeli rekruci?
czy zgłupieli urzędnicy?





Andrzej Bursa - Ja chciałbym być poetą

ja chciałbym być poetą
bo dobrze jest poecie
bo u poety nowy sweter
zamszowe buty piesek seter
i dobrze żyć na świecie

ja chciałbym być poetą
bo byczo u poety
bo u poety cztery żony
a z każdą dawno rozwiedziony
a ja lubię kobiety

ja chciałbym być poetą
może mnie przecież przyjmą
bo dla poety zakopane
nie trzeba wcześnie wstawać rano
a wstawać rano zimno

bo fajno jest poecie
nie musi w biurze ślipić
i fuk mu cała dyscyplina
tylko gitara i dziewczyna
i złote gwiazdy liczyć

i mylić się i liczyć
i liczyć wciąż od nowa
na ziemi w drzewie i błękicie
trudnego szukać slowa

i gniewać się i martwić
bo ciągle jeszcze nie to
i ciągle baczyć ciągle patrzeć
ja nie chcę być poetą





Andrzej Bursa - Jack London

W czujnym uśpieniu koczowiska
Jack London majaczeniem myśli
Której na razie nie uściśla
Zadaje kłamstwo nienawiści

Oto jest step zeschnięty na wiór
Ogniska dogasanie płowe
I galopuje nocy bawół
Przez kryształową gwiazd niemowę

Lecz ziemia nie śpi a głód nagli
Dobry jest nocą łów i połów
London z kamiennych czyta tablic
Prawa nadane dla żywiołów

Ziemia powietrze ogień woda
A noc jak karty je wymienia
Lecz kiedy w krew się zmienia woda
W kamienną glebę głód się zmienia

London to poznał London przeżył
W tym jego mądrość jest i młodość
Że poznał gorycz lecz uwierzył
W przewagę myśli nad przyrodą

Ogień o ziemię z wodą walczą
Lecz od fal wyższe i płomieni
Kobiety czczone bałwochwalczo
Mężczyzn przymierze i milczenie

London to poznał więc zapalić
Spokojnie może i pociągnąć
Koniaku z flaszki gdy w oddali
Zaśpiewa czarny rytm pociągu

Już może iść i śmiało stopę
Stawiać bo ułaskawił ziemię
Czerwoną słońca antylopę
Złych kwiatów mrozu roziskrzenie





Andrzej Bursa - Jedenastoletni zakochany

Beksa płaksa...
Dlaczego płaczesz?
Moja miła wyjechała daleko
I już więcej jej nie zobaczę...
A ile ty masz lat?
Jedenaście...
Fe taki duży i płacze
Ja nie płaczę nigdy proszę pana
Ani gdy stłukę kolano
I w skórę umiem brać bohatersko
Tylko dziś mnie bardzo boli serce
Masz czas jeszcze na rozterki duszy
Ja wiem proszę pana
Jesteś za duży żeby płakać
A za mały żeby kochać
Więc się błąkam po oziębłym globie
Wielkie dziury obnosząc na pończochach
I czerwone odstające uszy





Andrzej Bursa - Jesień

Przez złoty park pies kosmaty goni
Wiewiórka w liściach rudy orzech chowa
Opowiadaj mi moja mała żono
O srebrnych trąbkach wołających w dąbrowach

Październik z trudem wiąże koniec z końcem
Purpurowa kurteczka nie ukryje biedy
Usiadł sobie w gospodzie pod Nowym Sączem
Żółte piwo popija na kredyt

A gdy ostatnią przepije kapotę
Wymknie się wiatrem i złoty liść przez okno rzuci
Ach opowiadaj opowiadaj mi o tym
Jak oszwabiony szynkarz się zasmucił

Jedzie zima w kożuchu na wozie
Nasze palta ostrą igłą wiatr podszywa
Będziemy patrzeć wieczorami w ogień
Jak nastroszył czerwoną grzywę.





Andrzej Bursa - Języki obce

Czy twój ojciec pali fajkę?

Tak, mój ojciec pali fajkę
Yes, my father smokes the pipe

powtórz to zdanie
otworzy ci ono
o--
knonawiat
Gdy będziesz siedział na Broadwayu
w barze piękniejszym niż oczy szatana
spytają cię niezawodnie
czy twój ojciec pali fajkę
wtedy odpowiedz z umiechem

Yes, my father smokes the pipe


Widzisz jak to będzie cudownie





Andrzej Bursa - Karnawał

Karnawał
Tak do umierania
Podobny
Jak odbicie do postaci
Odbicie w stali zwierciadlanej
Gdzie się realność kształtu traci

W dewocjonaliach z celofanu
Wirując pióropuszem pysznym
jak posuwiście
jak wspaniale
Karnawał jedzie karawanem

Stuk stuk galop
Pustą ulicą
Stangret zasypia pod warkoczem
Przepraszam czy to tu kostnica
W chichocie głowa drga na tacy
Czemu tak późno proszę proszę
Jarzy się kadłub restauracji
Lampiony barwnym lśnią obrotem
Ach... teraz prawie jest wesoło
Śmiech śmiech wibruje w szkła rozpryskach
Do dna napełnia ktoś kieliszki
Obchodząc stolik dookoła.





Andrzej Bursa - Karusia

W majowym słonku Zosia Karusia Kasia
Szły w przyciasnych buciczkach przez niedzielny lasek

Cały tydzień stukały na maszynie w biurze
Aż czterdziestka minęła je na czarnej chmurze

Biczowane przez liście w słońca jasne pręgi
Niosą przestałe ciała miękkie i zbyt tęgie

Aż usiadłszy z torebek wyciągają żarcie
Wstydliwie chrzęszczą w trawie ich niebieskie halki

W srebrnym takcie strumyka moczą żółte pięty
Tylko Karusia wzrok ma ciężki jak przekleństwo

Bo przy srebrnym strumyku nad którym się pieni
Oszalały od słońca zły ogier zieleni

Kiedyś chłopiec skrzydlaty bujny i szalony
Błagał ją i zaklinał wplatając w ramiona

Drażniony słomką słońca w zieleni się dusi
Obrzękły maj pod wzrokiem otyłej Karusi
1956





Andrzej Bursa - Kasjer

Co on myśli ten facet
ten blady krętek
segregujący pieniądze
pomiędzy jednym a drugim kęsem bułki z kiełbasą
która jest wyrzeczeniem
na niekorzyść krawata
poprawiając krawat
kiedysiejsze wyrzeczenie bułki
krawat wyrzeczenie krzesło
palto niedzielne popołudnie
też wyrzeczenie
co on myśli
zwilżając palce jak higienistka
by sprawniej układać
stosy najwyższego piękna
najwyższego bo będącego tylko wyobraźnią
co on myśli
ten brzydal
urodzony dzięki wyrzeczeniu
i przez wyrzeczenie
rozmnażający się
segregując sztampowe staloryty
piękniejsze od Giocondy
co on myśli
jaka religia powstrzymuje go przed szaleństwem





Andrzej Bursa - Kat

Podobno kat
Wcale nie ma fraka
Ani maski
(może w Paryżu u nas nie)
tylko ubrany jest
zwyczajnie
„zwyczajnie” to ja wiem jak
szaryalbogranatowywpaski
żałosne petroniuszostwo
małomiejskiego gulona

skarżą się na kryzys teatru
a nawet tego nie umieją wyreżyserować ze smakiem

jak mnie będą wieszać
kat ma być we fraku





Andrzej Bursa - Katowanie

Co dzień odwiedzam katownie
katownie wykrzywionej grymasem secesji
katownie urządzone ze złym smakiem
katownie domy szpitale
mieszkania przyjaciół
monumentalne budy hyclów w śródmieściu
i ubogie ogródki pokątnego cierpienia
siadam na sprzętach
przygotowanych zawczasu by mnie torturować
pozwalam zgniatać się ścianom
wstrząsać szokami

znam katownie projektowane jako przedsionki raju
jako ciche przystanie
ba nawet
świątynie świętych
1957





Andrzej Bursa - Kopniaki

Przyszedł rzeczowo żeby coś osiągnąć
ale już w pierwszych drzwiach kopniak
uśmiechnął się
kopniak wydał mu się dosyć dowcipny
spróbował znowu
kopniak
postanowił iść piętro wyżej
spadł znów na parter strącony kopniakiem
przywarował grzecznie w korytarzu
kopniak
kopniak w bramie
na ulicy znowu kopniak

więc zapragnął przynajmniej poetycznej śmierci
rzucił się pod samochód

i oberwał tęgiego kopniaka od szofera.




Andrzej Bursa - Książę

Chłopięcy książę mocą przeczucia Luizy
W gorączce się przemyka poprzez chłodne sale
Ściskając krótki mieczyk do cieni się zbliża
Płosząc je spod stóp kolumn wyrżniętych w krysztale

Waleczność księcia duchy zwycięża rogate
Lecz najmężniejsze serce pojąć nie jest w stanie
Dzwonów ciszy w pomrukach elektrycznych świateł
Wież i baszt fatalizmu w bałamuctwie planet

Książę... Królestwo twoje obraca się w popiół
Istotne jest to czego nie osiągniesz nigdy
Osamotnienie spojrzeń bezcelowość kroków
Krew wina puls kryształu konstrukcja obłoków
Rozgrzeszy bieg planety i krater wystygły





Andrzej Bursa - Likwidacja zakładu dla umysłowo chorych w Kobierzynie przez Niemców

Nie znosi obłęd faraonów
Szaleństw ubogich pustelników
Kogucie pianie śpiew czajnika
Wizje Chrystusów i Szymonów
Miażdży brunatna gąsienica

Pustka matowych labiryntów
substancja szara nieświadoma
to są proroctwa mrocznych szynków
naftową lampą oświetlonych
Gdy rwie się jedność ich znikoma
pękają... w niewiadome nikłe
spływa w czerwony śluz zastygłe

W rogatym hełmie archaicznym
W mosiężny profil faszyzm dzwoni
Nad Kobierzynem do Skawiny
Wieczór zapala się od salwy
stosem najpiękniej urojonym





Andrzej Bursa - Liryka Rudolfa Hoessa

Kiedy czuję się zmęczony pracą
Gwiazdy obóz otoczą kolczaste
Pochylony w skrzypiącej kulbace
Pędzę konno chorowitym laskiem

Czując ciepłą śledzionę na pięcie
Czując ciosy gałęzi suchych
Żywy człowiek z żywym zwierzęciem
W pełzających ciężko dymach trupich

W trupi dym w ostry gąszcz w duszny piach
Mocny Niemiec w sukno w skórę w stal okuty
Tam nienawiść ból i strach
Po imieniu dzwonią na mnie w druty

Jutro znów pracowicie palił będę
Trupie buty segregował trupie zęby
Więc dziś niech mój ogier staje dęba
Niech zahuśtam się jak diabeł na popręgach

Syn pastora w najgorętszych nieba kręgach

Rudolf Hoess, komendant oświęcimskiego
obozu śmierci, faszystowski rycerz bez
skazy, w chwilach szczególnego podnie-
cenia nerwowego siadał wieczorem na
konia i galopował wokół obozu. Zdanie
z pamiętnika Hoessa: "Uczucie nienawi-
ści jest mi wogóle obce".




Andrzej Bursa - List do żony i synka na wakacjach

jak dwa złote pieniążki
ukryci w lesie
każy dzień was jak drzewo mi przesłania
dziś mogę po dwunastej w nocy
tłuc się wróciwszy do mieszkania

nie muszę uspokajać naszego psa
gdy zaskomli słysząc moje kroki w korytarzu
pies jest z wami pośrodku beskidzkiej polany
z księżycem nasuniętym na kosmate ucho
stoi na straży

właściwie jest mi wygodnie
w południu nad wieżami chmury
(w nocy) redakcja szumi
właściwie cały świat jest jak redakcja
wylež ze skóry
a musi codziennie wyjść numer

ale o tym nie chciałem wam pisać
u mnie w porządku wczoraj jadłem lody
byłem na ładnym filmie a u was co słychać
cieszę się że macie pogodę

kończę gwiazdy całym wyległy miotem
po fasadach i ulicach chodzą cienie
nie patrzę w gwiazdy
nie chcę by minęły się nasze spojrzenia
choć uczyłaś mnie gdzie jest wielka niedźwiedzica





Andrzej Bursa - Luiza

Krajobraz I
Luizo... Ja wiedziałem tu uderzy piorun
Nad drzew błogosławieństwem zwisa jasny miecz
Pagórki zapylone motylem wieczoru
Wąwozy ścieżki szosy przeszedłem wzdłuż i wszerz

Szedłem tędy śpiewając niosąc biały narcyz
Słuchałem bzdur wierutnych kipiącego serca
I wracały na tarczy (krwawej słońca tarczy)
Poległe tu marzenia moje i bluźnierstwa

Tutaj Eros prowadzi srebrnopióry rower
A Herkules z rodziną je jajka na twardo
Diana wiedzie wilczura... mych ulic bogowie
Tu bogowie bogowie hulają co się zowie
Krzywoprzysięstwa dyszą popędliwe wargi

Lecz gdy widnokrąg oko rozszerzy czerwone
Miasto jak pięść pancerna nieomylnie grozi
I niesyty radości ten jarmark ubogich
Stąd ten piorun ukryty i ten miecz wzniesiony

Krajobraz II
Drzewa żywą krwią wzbierają i bolą
Zielona kukułka w wiklinie
Gryziony pęd zapiecze w ustach gorzką solą
Gdy gardło wieczoru milknie

Sztylety zabijają rzekę po kryjomu
Tętno wody stygnące i sztyletów poślizg
Na lasu zwęglonych ramionach
Gaśnie pejzaż naszej miłości

Luizo mnie tu wszystko do łez do krwi znane
Każdy znak na metalu i niebie rozumiem
Popatrz to nasz sekretny alfabet składany
W pejzażu zagrożonym mieczem i piorunem





Andrzej Bursa - Miasteczko

Kuternoga z wiatrakiem w rogu w kraty trzaska
Na policzkach kelnerki czerwonawe plamy
Dostaniesz tylko piwo i suche kiełbaski
W gospodzie lśniącej żółtym lakierem na ścianach

Socjalizm napracował się w kamieniołomie
I do budki odjechał na małej drezynce
W uliczkach suche grzywy przesypują konie
I chłopi końskie zdrowie przepijają w szynku

Ej miasteczko chędogie butne rzeczywiste
Z którego wszystkie drogi prowadzą do Rzymu
Po tabakę zapałki i wodę ognistą
Wiodą w dżdżyste wieczory grząskie koleiny

Tam gdzie brunatna broda grzyba na pułapie
Szczekające kominy blaski w szklankach błędne
I ludzie co godziny mielą jak wiatraki
Kiedy im przytupuje tłusty król żołędny.




Andrzej Bursa - Miłość


Tylko rób tak żeby nie było dziecka
tylko rób tak żeby nie było dziecka

To nieistnijące niemowlę
jest oczkiem w głowie naszej miłości
kupujemy mu wyprawki w aptekach
i w sklepikach z tytoniem
tudzież pocztówki z perspektywą na góry i jeziora
w ogóle dbamy o niego bardziej niż jakby istniało
ale mimo to
...aaa
płacze nam ciągle i histeryzuje
wtedy trzeba mu opowiedzieć historyjkę
o precyzyjnych szczypcach
których dotknięcie nic nie boli
i nie zostawia śladu
wtedy się uspokaja
nie na długo
niestety.





Andrzej Bursa - Mobile

Koń utworzony z mrzonek nieba
Podrywa galopadę tętnic
Urokliwością ruchów giętkich
Tratuje łąki i zasiewy.

Zasadą konia jest powietrzność
Stąd nieuchwytność owej szkody
Pod kłębowiskiem dymów mlecznych
Mrą ptaki owoce i trzody
Gdy koń ruchomość swą i lekkość
Przenosi w wietrze przez ogrody.

Ogrodnik jak pień nieruchomy
Zaklina cicho w takie noce:
O Panie odpędź znak widomy
Chroń moje trzody i owoce.





Andrzej Bursa "Modlitwa dziękczynna z wymówką"

Nie uczyniłeś mnie ślepym
Dzięki Ci za to Panie

Nie uczyniłeś mnie garbatym
Dzięki Ci za to Panie

Nie uczyniłeś mnie dziecięciem alkoholika
Dzięki Ci za to Panie

Nie uczyniłeś mnie wodogłowcem
Dzięki Ci za to Panie

Nie uczyniłeś mnie jąkałą kuternogą karłem epileptykiem
hermafrodytą koniem mchem ani niczym z fauny i flory
Dzięki Ci za to Panie

Ale dlaczego uczyniłeś mnie polakiem?






Andrzej Bursa - Moje polowanie

Ja nie muszę mieć karty łowieckiej,
Aby w sidła uchwycić myśl dziecka.

I nie muszę pełzać w badylach,
By serc tajne gniazda rozchylać,

Kuropatwę zamienię w kamień,
Sarnę w kruchą i smutną panią,

Dla mnie księżyc jak wyżeł złoty
Mleczną Drogą biegnie za tropem.





Andrzej Bursa - Moje spotkanie z Andrzejem...

Dobry psychiatra (wiatroaeroterapia)
Najpierw było tak jak przypuszczałem
bicie
lodowaty prysznic
cuchnące towarzystwo
natchnionych rękodzielników z prowincji
aż przyszedł dobry psychiatra
nie zadawał nam głupich pytań
nie znęcał się

na długich długich sznurach
pozwolił nam do woli fruwać nad ogrodem
długość sznurów przekraczała wysokość
najzawrotniejszych pułapów naszych wizji

o dobrze nam było
doktor jeszcze zachęcał
wyżej wyżej dzieci
o dobrze nam było

ta metoda nazywa się
wiatroareoterapia
wia-tro-areo-te-ra-pia
wia-tra-pia
ae-ra-pia
pia! pia! pia!





Andrzej Bursa - Mowa pogrzebowa

Cichy pracownik
niezbędny miastu jak dobre powietrze
wytrwały i cierpliwy
nie pragnšcy zaszczytów
sumienny i obowińzkowy
nieugięty
prawy
bohater

(chodzi o asenizatora
utopionego przypadkowo w gównie)




Andrzej Bursa - Mój dzień

Od rana biegnę do sądu
Najpierw oferuję swoje usługi
Brzuchaczom i ich kosztownym samkom
obciągam garniturek czaruję i wygłupiam się
czy państwo potrzebują może krzywoprzysięzcy?
potem właściciele nieruchomości
wynaturzona fauna średniego stanu
tych trącam lekko poufale jak kelner
i w ucho
potrzebujesz pan może krzywoprzysięzcy?
fukają na mnie ze zgrozą
wyłazi cała oczywistość ich bydlęctwa
wreszcie chamy
cepigi grule opyrchały
przyjechali tu półżywi w tłoku
przycupnięci na skrzynkach z razowcem
procesować się o morgi
łapię ich za poły i trąbię w ucho
he ojciec nie potrzebujecie krzywoprzysięzcy?
gdy i ci zawodzą
wlokę się na dyżurkę
i gram do wieczora w guziki
ze znajomym policjantem
jutro będzie lepiej
mówię sobie
ba
jutro słońce błyśnie




Andrzej Bursa - Mroźny wieczór

żona nie idź nigdzie lepiej w domu siedź
coraz niżej w termometrze rtęć
lód chodniki poskuwał bose
noc taka czarna jak smutek

ja kupię tylko w budce papierosy
zaraz do ciebie powrócę

żona miły miasto w biały grób się kładzie
starą fajkę znalazłam w szufladzie
albo lepiej zrobię ci herbaty

ja miła miła nie mam tytoniu
przetrząsnąłem wszystkie schowki w domu
bez tytoniu tylko siąść i płakać

żona miły miły lepiej w domu siedzieć
mróż czatuje jak biały niedźwiedź
lodowaty polarny i dziki
noc taka czarna jak smutek

ja mam na niego broń nie lada jaką
mam wełniane ciepłe nauszniki
które dla mnie zrobiłaś na drutach




Andrzej Bursa - Nadzieja

Jeżeli nam się uda to cośmy zamierzyli
i wszystkie słońca które wyhodowaliśmy w doniczkach
naszych kameralnych rozmów
i zaściankowych umysłów
rozświetlą szeroki widnokrąg
i nie będziemy musieli mówić że jesteśmy geniuszami

bo inni powiedzą to za nas
i auerole
tęczowe aureole
...ech szkoda gadać
Panowie jeżeli to się uda

To zalejemy się jak jasna cholera




Andrzej Bursa - Nasze ognisko


Roznieciliśmy nasze ognisko
By odgrodzić swoje wieczory
Od ludzi wszystkich jak od chorób
Niech się kołysze i błyska
Niech złote śpiewają iskry
W naszym ognisku...

Siedzimy wieczorami
Coś niedobrze się dzieje
Płomień gaśnie ciemnieje
Kopeć oczernił pokój
Pyta żona: Co ci kochany?
- A daj mi spokój...

Ja wiem czemu smutno mój drogi
My lubimy bardzo czworonogi
Zwierzę najlepszy przyjaciel
Już na ulicy jestem jednym skokiem
Przemierzam całe miasto szerokie
Wracam
Z ogromnym kotem pod pachą

Siedzimy wieczorami
Coś niedobrze się dzieje
Kot straszy bursztynowym okiem
Płomień gaśnie ciemnieje
Przeglądamy... malarstwo włoskie...
Rany Boskie... jak nudno...
No - mówię - rady nie ma...
Widać się do siebie nie nadajemy
Koniec z naszym ogniskiem
Ale sprośmy jeszcze na ostatek
Wszystkich naszych starych kamratów
Ze szkolnej ławy
Z popijawy...
Zrobimy zabawę...

Przyszli goście
Każdy opowiada
Barwna talia się rozkłada
Z prostych opowieści
Chwalimy życie z całej mocy
Śpiewamy pieśni do północy

Pierwsza Goście już za progiem
No i cóż moja droga
I nam trzeba zabierać walizki
Ale popatrz... popatrz
Jak się kołysze i błyska
Wielkim ogniem... słoneczną iskrą
Nasze ognisko...
I nasz kot jest bardzo piękny z tym bursztynowym okiem





Andrzej Bursa - Nauka chodzenia


Tyle miałem trudności
z przezwyciężeniem prawa ciążenia
myślałem że jak wreszcie stanę na nogach
uchylą przede mną czoła
a oni w mordę
nie wiem co jest
usiłuję po bohatersku zachować pionową postawę
i nic nie rozumiem
"głupiś" mówią mi życzliwi (najgorszy gatunek łajdaków)
"w życiu trzeba się czołgać czołgać"
więc kładę się na płask
z tyłkiem anielsko-głupio wypiętym w górę
i próbuję
od sandałka do kamaszka
od buciczka do trzewiczka
uczę się chodzić po świecie



Andrzej Bursa - Nic

On jest nic
on się nie liczy
jego nie ma
może tylko
marynarka
zbyt luźne spodnie
potworne czarne półbuty
mogą wzbudzić odrazę lub politowanie
ale twarz nieważna
ręce nieważne
nieważne oczy i usta
godzinami wyczekuje przed bramą
w nadziei
że znajdzie się po drugiej stronie
ale przecież on jest Nic
więc to wszystko jedno
po której stronie
niczego nie będzie
czytając gazetę
kurczy jak ślimak swoją znikomość
lub nadyma jak paw swoją nicość
mimo że gazety dotyczą rzeczy istniejących
a jego nie ma
mówi
lecz nikt go nie słyszy
dźwięk jego głosu
jest nieważny dla ucha ludzkiego
bo on jest nic
a raczej jego nic nie ma
mimo że jada obiady
mimo spodni i półbutów
mimo że czasami
ma nawet dobry humor.




Andrzej Bursa - Noc długich noży

Znajomy sierżant rację miał
4 wagony długich noży
wtoczono dzisiaj na bocznicę
5 ciężarówek całą noc
z towarowego dworca na miasto
O świcie kredą ktoś poznaczył
wszystkie kościoły i bocznice

*

W żydowskim barze pod papugą
blondyni w kręgle grają cały dzień
Przy takim skwarze grać w kręgle cały dzień
nie zdejmując przy tym marynarek
Jakiś zblazowany jegomość oferował mi lipny dlugi nóż
w nocy ujdzie całkiem dobrze za prawdziwy
ale wymówiłem się niezręcznie
za wielki ze mnie tchórz i nerwowiec
Spojrzał na mnie gorzej niż jakby splunął

*

Trąb jerychońskich więcej w mieście niż klaksonów
Samochody ma tylko kilkuset burżujów
a na każdym poddaszu huczą trąby archanielskie
4 na głowę
W ogóle Bóg objawia się masowo
lecz
nie uzurpuje sobie żadnego wpływu na bieg wypadków
jest na to za rozsądny

*

Malinowski nie chce o niczym słyszeć
robi doświadczenia termo-jądrowe
w swoim pokoiku
nie większym od królikarni
na skutek czego u Kowalskich
zapaliły się makaty
jeleń pędził przez krzak ognisty
on był piękniejszy od wszystkich wizji Salwadora Dali
(to także blagier)
Ten fascynujący jeleń
Ten feeryczny jeleń
I ten góral w kapeluszu z gwiazdy

*

Cyganowi wszystko jedno
bo Cygan nie ma nic
oprócz żony dzieci i warsztatu
i wszystkich rzeczy które jego są
zupełnie jak każdy inny człowiek
Usiadł Cygan na placu
Noże ostrzyć
Noże ostrzyć
woła
Wyskoczyli dwaj kręglarze z baru
jakie noże cooo...
na kogo noże... heee...

skurczył sie Cygan
zeznikomiał
jak nów
w srebrną grudkę
coraz mniejszą
coraz mniejszą
przeszukali cały plac
nie znaleźli srebrnej grudki

*

Do kawiarni ogródka
gdzie zbiera się kwiat
czarno-karatowego rycerstwa
wszedł nóż
długi na 1 m 85 cm
ale nikt na niego nie zwrócił uwagi
Kelner podszedł do niego zupełnie jak do człowieka
- proszę kawę - wybąknął nóż
- małą
na biszkopcik już mu nie starczyło
wynudził się przez cały wieczór
przy wszystkich stolikach
mówili o cenach długich noży

*

A jeżeli jeszcze dodać że referent P
(zatrudniony przy segregacji długich noży)
wielodzietny i od dawna zamieniony w karalucha
(patrz Kafka)
kupił samochód ogromne czarne słońce
I odczłowieczał (ręczę że odwalił sobie sztosa
z tą Jasną z tą piękną Jasną po dansingu)
że owoce macic perłowych
znajdują przytulisko (mówię oględnie)
w macicach bogatych kobiet
że najbardziej zaskoczyła niezwykłość chwili
poetów
tych gówniarzy
gryzmolących "odważny bełkot"
tych pętaków
którzy nie dorośli do szaleństwa
O ile to wszystko weźmiemy pod uwagę
To
n i e w ą t p l i w i e
sierżant miał rację

*

Ach dajcie mi lepsze mieszkanie
a powieszę w nim portret prezydenta
Dajcie mi działkę za miastem
a będę spiskował w imię króla
Przy rozdzielniku mieszkań siedzą demokraci
(oni mówią "demukraci" to potworne)
a w urządzie zieleni
wydziedziczeni monarchiści
chabety starego typu jednak nie bez wpływów
(dłubią w zębach ohyda)
więc jednym mówię tak drugim tak
kiedy tam chodzę w moim ubranku z drewna
To nie jest autoironia
Ja naprawdę potrzebuję mieszkania i ogródka

*

4 wagony długich noży
2 tony zakopane żydowskiego złota
Za wielki ze mnie tchórz i nerwowiec
nie dla mnie żydowskie złoto

*

To nic że ten młody facet w trenczu jest diabłem
a ten stary z fujarką świętym
To nie ma znaczenia wobec nocy długich noży
To w ogóle nie ma znaczenia
ani tej nocy
ani następnych
Chyba w logice:
Wszyscy kelnerzy są diabłami
Więc pewien kelner jest diabłem
A:B
ma się
jak wół do karety
ma się
jak piernik do wiatraka

*

Lubie patrzeć jak kogoś biją
chociaż sam nie rwę się do bitki
gdy huknęli dzisiaj jednego
z ust i z nosa
czerwoną fontanną
sikło
myślałem że ku chwale
Pobiegłem przez miasto w wieńcu
wołałem ku chwale
ku chwale
ale przyjechał służbowy wóz
i skończyło się wszystko
Bruk upał krew jak gąbka wchłonął
O cymbale liryki
kiedy wygrasz chwałę
tego cymbała z rozbitym nosem

*

Krzywonos czy Krzyworóg
mniejsza o złodziejskie pseudo
gdy był małym chłopcem
wdrapał się na figurę Boga Ojca
by mu wyjąć złote jabłko z dłoni
Ale jabłko okazało się z gipsu
Krzywonos przestał wierzyć w cuda
Lecz jakby żydowskie pierścionki
okazały się gipsowe
Czy odwróciłoby to noc długich noży?

*

Zresztą noże nie mają być użyte wcale przeciw Żydom
nie wolno tak mówić ani pisać
Noże w ogóle nie będą użyte
wagony stoją na bocznicy
ciężarówki wożą tylko sprzęt
urzędnikowi po prostu się poszczęściło
po życiu pełnym wyrzeczeń
A oni lubią grę w kręgle
naprawdę lubią grę w kręgle
Cisza
Ciiiiszaaa...




Andrzej Bursa - Obrona żebractwa

Uważa pan że żebrakom nie należy dawać jałmużny...
że większość z nich mogłaby pracować
pracować... dobre słowo
czyli gdyby ten owrzodziały z głową Tołstoja machał
łopatą przy jakimś wykopie
a ten starzec ze sztuczną raną warował przy magazynie
łopat...
a ta czarownica (czy był pan kiedyś dzieckiem) plewiła
buraki...
byłbyś pan usatysfakcjonowany

ależ oni pracują drogi panie jak jeszcze...
za jakikolwiek datek o każdej porze dostarczają nam
emocji czystej i nie sfałszowanej...
oni nie jedzą drewnianego chleba...
nie markują (słowo godne waszej kultury) śmierci jak
w waszych teatrach...
ale grają całym ciałem wystawionym na mróz skwar
i ulewę każdym gestem głosem i wszą na
kołnierzu...
aby osiągnąć zanierzony efekt muszą surowo przestrzegać
trybu życia nakazanego regułą
spać na ławkach w parkach i na dworcach nie dojadać
i upijać się,,,
a pomimio że śmierć i chleb jest u nich prawdziwy,,,
sztuka ta nie jest ani trochę naturalistyczna...
osiągają pełnię realistycznego uogólnienia o czym nawet
marzyć nie mogą wasze wypchane akademickie
trupy...
oni są na wskroś nowocześni...
mimo że tradycja ich jest stara jak nędza...
artyści awangardy winni uczyć się od nich i co mądrzejsi
robią to...
W pociągu Kraków-Przemyśl stanął nagle w drzwiach
przedziału ślepiec z laską
czy pan wie że każde z tych drętwiejących na ławce ciał
dążących do wygodniejszego usadowienia się
zostało nagle postawione przed problemem...
którego najsłabszego echa trudno się doszukać w waszej
sztuce...
to wy nie pracujecie...
co pan dziś zrobił panie literacie...
jaki jest twój "zawód" konferansjerku...
za co ci tyle płacą dziwko z ekranu...
za co chleje twój reżyser.............?
(najbardziej bawią mnie ci którzy zarzucają żebrakom że
czasem piją wódkę)
jak wy w ogóle wyglądacie?

karzeł wzrost około 1 m 30 cm
numer obuwia około 45
gra na harmonii
rękami konarami (trzy buraczkowe krzywule przy każdej
dłoni)
pieśń kościelną
Łączy Grand Guignol
z misterium religijnym
i robi to ze smakiem

a ten rzucany drgawkami
(u was balet polega ciągle
na erotycznym rajcowaniu
ojców rodzin)
zubożały inteligent (ach co za charakteryzacja)
nówi że wyszedł niewinny z więzienia
przeżywa głęboki konflikt
trudno mu jest prosić
zaobserwuj gest jakim chowa 10 złotych

staruszek z pieskiem na dywaniku
żeby miękko było biedactwu
obłąkana w męskim kapeluszu
ojciec niepocieszony po stracie
trzech synów bohaterów

oni grają przez całe życie jedną rolę
ale robią to doskonale
Nie pomyślcie że fratenizuję się z lumpami
żebracy są przeważnie ograniczeni i cuchną
czuję do nich taki sam wstręt
jak do was panowie... artyści
tyle że bardziej gustuję w ich sztuce
niż w waszej.




Andrzej Bursa - Ogród Luizy

W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy
Którego nieistnienie zabija jak topór
Zawieszony na tęczy pod gwarancją wizji
Rozżarza się w olśnieniu purpurowych kopuł
W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy

Luiza której lekkość gracja i swoboda
Metal z różą a krzemień z obłokiem kojarzy
Biega bezbronna w ciemnych lewadach ogrodu
Serca wyryte w korze mając na swej straży
Luiza której lekkość gracja i swoboda

Kawalkada dąbrowy czujność sarnich blasków
Gamę śmiechu Luizy powtarza gdy ona
Rozrzucająca włosów rozgwiazdę na piasku
Poddaje nagie gardło śmiechem zwyciężona
Kawalkada dąbrowy czujność sarnich blasków

Łaskę Luizy może zdobyć tylko męstwo
Pewność rzutu i nerwów szaleńcze napięcie
Zwycięzco umazany gęstą krwią zwierzęcą
Przynieś jej lwią paszczękę i serce łabędzie
Łaskę Luizy zdobyć może tylko męstwo

Prostotę tajemnicy ogrodu Luizy
Labiryntów i altan puszcz i klombów kwietnych
Ptaszarni i rykowisk gonów gazel chyżych
Pojąć potrafi tylko prawy i szlachetny
Prostotę tajemnicy ogrodu Luizy

Którego nieistnienie zabija jak topór
Realnością śmiertelnych poczekalni ziemi
Przeklęty rojeniami dzieci i idiotów
Wydrwiony mgieł nonsensem ginie w neurastenii
Którego nieistnienie zabija jak topór




Andrzej Bursa - Okna

Okna wsi i miasteczek świecą
Po obydwu stronach pociągu
Koła spieszą. Okna przelatują
I nie zdążę do nich zaglądnąć

A tam może słowa najszczersze
A tam może najskrytsze marzenia
Któreż światło złotym pierścieniem
Noc zaślubia wiejską z polskim wierszem?

Leśne wzgórza kosmate jak dziki
Szumią, chrzęszczą zieloną szczeciną
Las samotnym patrzy płomykiem
I tam okno... i tam się świeci...

Okna. Nocy złote pytajniki
Podobniejsze do siebie niż gwiazdy
Okna - sceny losów rozmaitych
Nową sztukę gra w was wieczór każdy

Dużo, dużo spraw serdecznych, szkoda
Że nie mogę w szystkie okna zaglądnąć
Ale wiem - gdy po ciemku zabłądzę
Wszystkie okna oświetlą mi drogę.




Andrzej Bursa - Ostatni Promyk Nadziei

Przepiłem jedyne 10 oboli
został mi tylko ostatni promyk nadziei
rzuciłem go na bufet
szynkarz nie spodziewał się takiej gratki
znał się na tym więc poznał w lot
że to nie jest byle jaka sztuka
to nie jest troska wyrobnika
ani kalkulacja kupca
ani niepokój spadkobiercy
ale nadzieja bezwzględna i okrutna
luksusowa
wielokaratowa
arystokratyczna
nadzieja zniszczenia świata
i kreacja idiotycznych ogrodów

o jak pięknie w palcach tego głupca
lśni mój ostatni promyk nadziei.




Andrzej Bursa - Pantofelek


Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek

no to co

milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.





Andrzej Bursa - Pedagogika


Z dziećmi trzeba surowo
zamiast płaszcza łach
ubierz łach
zapnij łach
szanuj łach
ten łach to moja praca
moje wyprute żyły
ten łach
moje stracone złudzenia
moje niedoszłe posłannictwo
moje złamane życie
moja martwa perspektywa
wszystko ten łach
ubierz łach
zapnij łach
szanuj łach




Andrzej Bursa Poeta

Poeta cierpi za miliony
od 10 do 13.20
o 11.10 uwiera go pęcherz
wychodzi
rozpina rozporek
zapina rozporek
Wraca chrząka
i apiat
cierpi za miliony




Andrzej Bursa - Pożegnanie z psem

Na szept mój wielki łeb się poruszył.
No cóż, mój drogi - bieda.
Przykro mi bardzo, ale brak funduszów.
Trzeba cię sprzedać.

Już nie będę pod przewodem twoich czujnych uszu
Brnął w puszcz matecznikach, wykrotach.
Nie będzie już puszczy,
Będzie park Jordana - pełen błota.

Ach, jakie ty miałeś skoki i szusy,
Jak szczałeś z łapy triumfalnym zadarciem,
Wiatr płoszyłeś ogona białym pióropuszem.
Ale trudno, nie ma żarcia.

Ty dużo potrzebujesz, to wiadomo.
U mnie zawsze tragedia z groszem.
Zresztą straszny kłopot był w domu:
Już pożarłeś czterech listonoszy.

No chodź tu, chodź, jaki pobłysk wilczy
Czołga się ukradkiem w twoich ślepiach.
Gdyby moi przyjaciele umieli tak inteligentnie milczeć.
Toby było mi o wiele lepiej.

Idź już leżeć. Nie warto płakać.
W życiu gorsze udręki będą jeszcze.
Ja kochałem nie odkryte nasze szlaki
I zmierzwioną sierść pachnącą deszczem.




Andrzej Bursa - prowadziły nas lata tamtego niedziele (...)

prowadziły nas lata tamtego niedziele
i przez niebo wiozły jak biały szybowiec,
kędy obłaskawione sarny i daniele
cętkowane blaskami w cienistej zagrodzie.

dzień był posągiem słońca ... a z każdym dotknięciem
wiatru, włosów na twarzy, gałęzi czy dłonie
stukało serce mocno jak wesoły dzięcioł
w rezerwacie, gdzie chodzić nie wolno pod bronią.

a gdy dzień słabnąć zaczął i majaczyć łuną
miasto na nas jak czołgiem wjechało wieżami,
hałas ulic zatopił błękitne poszumy
i wzrok odwracaliśmy żegnając się w bramie.



Andrzej Bursa - Przecież znasz wszystkie moje chwyty (...)

...ty znasz moje chwyty, ja znam twoje,
marnujemy czas.
Roger Vailland



Przecież znasz wszystkie moje chwyty
życie moje
wiesz kiedy będe drapał krzyczał i rzucał się
znasz upór moich zmagań
i drętwe pozbawione smaku i czucia wyczerpanie
wtedy zatruwasz mój sen majakami
aby uniemożliwić mi jakikolwiek azyl
znam twoje słodycze

które przyjmuję ze skwapliwą wdzięcznością
i po których szarpią mnie torsje
przywykłem do twoich okrucieństw
nauczyłem się śmiać z własnego trupa
(znasz dobrze ten mój ostatni chwyt)
znudziliśmy się sobie życie moje
mój wrogu
cóż kiedy wkręciłeś iskry bólu w moje szczęki
aby utrudnić mi ziewanie




Andrzej Bursa - Rakarz

'A w twarzach psów jasności nie było'

Rilke


Buldogi wyżły foksteriery
Wiszące na drucie za nogi
Ach to ma swoją wymowę

Nie płaczcie nad brzuchami psimi
Otwartymi najczerwieniej
Ale nie płaczcie też nad hyclem
Nad hyclem pracowitym

Rakarz pracować musi ciężko
Lecz każdy niesie krzyżyk swój
A więc nie płaczcie nad nimi nie
Podobno smaczne jest psie mięso




Andrzej Bursa - Rankiem w parku

Rankiem odprawiając w parku rekolekcje z drzewami
spotykam samotnika z walizeczką na ustronnej ławce
zaglądam do walizeczki
brrr
w walizeczce poćwiartowane
niemowlę
dyskretnie skręcam w boczną aleję
idzie jakiś
tobół tobół dźwiga
pac... z toboła wypada ucięta noga kobieca
tego już za wiele
uciekam w najodleglejszy zakątek
gdzie park łączy się z wygasłym szutrowiskiem
tu mogę spotkać tylko znajomego niedojdę- buchaltera
amator zielnika
ale cóż to koło niego kroczy?
koń?
pies?
coś mniejszego od konia
a wznoślejszego od doga
ach... to Chimera
on tu pasie w samotności swoją Chimerę
biedny staruszek.




Andrzej Bursa - Rozmowa z rzeźbiarzem

Antoniemu Kostrzewie


Tu nad Sołą gdzie rok w rok porasta łagodna trawka
Wonne posłanko dla sentymentalnych
Gdzie przezorni wynoszą powoli druty i gruz z obozu
Do łatania obór i kurników
Postawię pomnik
4 kilometry kamiennych płyt
Aby kroki wywołały echem
Głód śmieć i strach
Które po bokach wykłuję reliefem
1 kilometr - tysiące kroków
4 kilometry 4 tysiące kroków
Będą szły delegacje będzie szedł pochód
Pod sierpniowym uprzykrzonym słońcem
Przez listopadową zawieję
Będą nieśli zdrowe brzuchy zdrowe karki
I zaciąży im blaszany wieniec
I jak jarzma zaczną dusić watowane marynarki
A każdy krok śmierć
Krok: ból
Krok: strach
Odpowie echem
Z poskręcanych kamiennych rąk nóg i warg
Które po bokach wykłuję reliefem
Nie... ja nie choruję na monumentalizm
Dla mizernych mumii faraonów
Budowano piramidy pychy
Chciałbym tylko by dzwoniło stale
W architekturze pustej tętno ciszy
Spójrz jak potocznie hałasuje miasto
Im trzeba przypominać trzeba krzyczeć
A przy końcu najmocniejszy akcent
Zapalę jak błyskawicę




Andrzej Bursa - Rówieśnikowi kameleonowi

Brzdąkający ostrożnym cynizmem
Uchodzący za dobrą monetę
Czekający na mannę z nieba
Gdzieź mam myśleć o miłości ojczyzny
My nawet jednej kobiety
Nie umiemy kochać jak trzeba

Zaprawieni w kłamstwie doskonale
Niewiniątka udające zuchów
Z kieszonkowym przekonań bagażem
My już twarzy nie mamy wcale
My mamy papierowe maski zamiast twarzy

Chodzimy zrównoważeni i mali
Nie gardzący dobrym obiadem
A gdy późny zmierzch zakrzepnie w ołów
Przechadzamy się pod latarniami
I ograne płyty z końcem świata
Nakręcamy gestem apostołów




Andrzej Bursa - Rzeźnia

dwaj rzeźnicy grają w karty
o koronę króla
o mieczyk waleta
o uciechę z damą

w kojcach rząd baranów swojskich
Śpiewa w płaszczach apostolskich

kto wygra koronę
kto miecz brylantowy
a kto białogłowę

komu skarb
komu zawieja
komu miecz
a komu róża

diamentowy kwiat nadziei
rozjaśnia ściany szlachtuza



Andrzej Bursa - Scena balkonowa

Kleryk Józef ma wesołe oczy ciemne
Siostra Klara ma dziewiętnastą wiosnę
Na dziedzińcu seminarium w dzień wiosenny
Kleryk Józef zobaczył ją z okna

A dzień dobry... dzień dobry siostro Klaro
Ach przelękłam się księże Józefie
Kwiecień mamy upalny nie do wiary
Ano cóż grzeje słoneczko pięknie

Rzeka targa złotą rdzą szuwaru
Wierzgający obłok przy niej czeka
śnieżny jaśmin mroczne ścieżki zasłał Klaro...
Wąski liść wikliny srebrem drga Józefie...

Kleryk Józef ma bary syna ludu
Siostra Klara uśmiechem go obdarza
Ale stanął pośrodku podwórza
Anioł z mieczem płonącym na straży




Andrzej Bursa - Siodło

W pokoiku hrabiego na piętrze
Brud pająki fałszywe kossaki
xięgi anno 1600... "Tęcze"
I ułańskie siodło na krzyżaku

Hrabia ledwo skończył pięćdziesiątkę
Lecz niechętnie go opuszcza... Liczy
Senne muchy... wydeptuje kąty
A wieczorem idzie na audycję

Kiedy radio ostatnim bum-bumem
Zgaśnie wraca do swego pokoju
Zasnutego prochowym całunem
Pierś wypręża groźne stroi miny

Lśnią latarnie swym światłem graniastym
W wietrze huśta się ulica chłodna
Mruczy hrabia marszczy brwi krzaczaste
I wskakuje na samotne siodło

Ostro spina zmyślonego konia
podniesiony audycją na duchu
Przymknął oczy... Miasta tlą spalone
Krwi kałuże... Dymią zwały trupów

Moskwa. Jeden czarny kikut sterczy
Kijów w ogniu... Nawet małych smyków
Przy matczynych nie oszczędzać piersiach
Bo wyrosną też na bolszewików

Do korzenia zniszczyć to plugastwo
Ani jeden niech się nie uchowa
Strzelać rąbać zawalić żelastwem
Kawalerio... hulaj atomowa

I on sam też jak w dwudziestym roku
Też porucznik... Pędzi rąbie strzela
Aż się z szafy wzbił kurzu obłoczek
Bo zawadził starą karabelą

Ściana gdzie się wielki cień położył
Patrzy niemo jaka krzepa w Lachu
Pędzi hrabia pędzi nad podłogą
mysz mieszczańska umiera ze strachu




Andrzej Bursa - Skarżypyta


...em
...em
...em
łbym
łbym
łbym
ten tego
ten tego
ten tego

- Panie kierowniku jak kolega ściągnał spodnie
w latrynie to zauważyłem że on ma tyłek odlany
ze spiżu






Andrzej Bursa - Sobie samemu umarłemu

kiedy umarłem już na amen
cicho do żony rzekłem:
bardzo przepraszam cię kochana
lecz wyjdę na chwileczkę

gdy na krupniczą mój upiór wchodził
szepnąłem do koleżanki:
wiesz ja nie żyję... nie przeszkadzajcie sobie
ale nie mogłem ukryć żem już martwy

koledzy mnie obsiedli gwarnie
z papierosami żywi spoceni
pytali: co z tobą umarłeś?
to nic andrzejku tylko się nie łam...

ulicami co świat mi zamknęły na rygle
na dworzec i przez kolejowe tory
chodziłem cichy i wystygły
gdzie kiedyś żywy chodziłem upiorem

szlakiem w nudzie straconych najgorzej
dni młodości stęsknionej i pustej
uderzonej w żywe sercem nożem
uderzonej kastetem w usta




Andrzej Bursa "Sobota"

Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość

możliwe że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywacz rozwoju małych miasteczek
ale
mam w tyłku małe miasteczka
mam w tyłku małe miasteczka
mam w tyłku małe miasteczka




Andrzej Bursa - Sylogizm prostacki


Za darmo nie dostaniesz nic ładnego
zachód słońca jest za darmo
a więc nie jest piękny
ale żeby rzygać w klozecie lokalu prima sorta
trzeba zapłacić za wódkę

ergo
klozet w tancbudzie jest piękny
a zachód słońca nie

a ja wam powiem że bujda

widziałem zachód słońca
i wychodek w nocnym lokalu

nie znajduję specjalnej różnicy.





Andrzej Bursa - Szczury

Chcieliśmy mieć najpiękniejsze zwierzęta.
Drapieżniki prężne i złote.
Pokochaliśmy skok, galop i tętent.
Fosforyczny blask kociego oka.

Nasza stałość, której nie zmieni
Nawet układ gwiazd, jakim obrazem
Ma się sycić... chyba walką jeleni.
Podpatrywać tygrysi szmer wśród głazów.

Mówiąc tak, szliśmy ulicą pustą
Zmordowani ustami, dłońmi.
Gdy księżyca okrągłe lustro
Zakrył obłok burzy niespokojny.

Noc dusiła mściwym, późnym majem.
Aż na chodnik z betonowej rury
Histerycznym cichym wyrajem
Wyskoczyły rozpasane szczury.

Szybko, zwinnie, lubieżnie... cicho sza.
Szczurze pląsy, śmietników girlandy.
Szczur się płoni, szczur na flecie gra.
Szczur różami obsypuje szczurzą bandę.

Łożem, salą betonowe rury.
Tańce, harce, zaloty bezszelestne.
Otoczyły ruchliwe wieńce szczurów
Patetycznych kochanków współczesnych.




Andrzej Bursa - Śmierć mamusi

chlip.....
chlip.....
chlip.....
.....chlap.....
.....chlap.....
.....chlap.....
chlup.....
chlup.....
chlup.....
.....- mamo daj mi chleba z serem
.....- nie ma mamusi
nikt ci nie da chleba z serem




Andrzej Bursa - Święty Józef

Ze wszystkich świętych katolickich
najbardziej lubię świętego Józefa
bo to nie był żaden masochista
ani inny zboczeniec
tylko fachowiec
zawsze z tą siekierą
bez siekiery chyba czuł się
jakby miał ramię kalekie
i chociaż ciężko mu było
wychowywał Dzieciaka
o którym wiedział
że nie był jego synem
tylko Boga
albo kogo innego
a jak uciekali przed policją
nocą
w sztafażu nieludzkiej architektury Ramzesów
(stąd chyba policjiantów nazywają faraonami)
niósł Dziecko
i najcięższy koszyk.




Andrzej Bursa - Tęsknota Michała Lermontowa

Na dróg rozstajach śpiewa czart na rogu,
A rankiem w dziką przemienia się gruszę.
Pod skrzydłam świtu nie na pierwszej drodze
Lermontow koniom patrzy w smagłe uszy.

A kiedy szynel opajęczy pył,
Wiorsty zagubią się w kół rozhoworze
I pot obkleja błyskiem końskiej sierści -
Powtórzy słowa nie swojego wiersza.

Ja was lubił,
Lubow jeszczo, byt możet...

Tęsknota w oczy uderza jak pył,
Nad głową krąży jak nad stepem orzeł,
Dniem biały płomień, nocą gwiazda spada,
I wilk znajduje gniazdo w gorzkich trawach.

Ja was lubił,
Lubow jeszczo, byt możet...

Gardą pałasza waląc w obce drzwi
Chłop przed mundurem znów gębę otworzył,
Ubogie ściany struchleją przed świecą,
Kożuch się wilkiem najeży na piecu.

Ja was lubił,
Lubow jeszczo, byt możet...

Jutro znów w skwar, albo w zawieję śnieżną
Aż serce zmoży późnych ognisk dym,
Koniom jak mędrcom gwiazdy łby obwieszą
I traw milczenie szepnie nakaz świerszczom.

Ja was lubił, lubow jeszczo, byt możet...
Noc nieprzespana zagmatwa się w cieniach,
Na dróg rozstajach pułki i wąwozy,
Czart rankiem w dziką gruszę się przemienia.



Andrzej Bursa - Trudno o przyjaciół


Jeżeli w rozmowie z niedużym gościem
będę używał w stosunku do ludzi niskiego wzrostu
określeń:
kurdupel
korek
jamnik
to już mam w moim rozmówcy wroga
ale gdy powiem przy blondynie herkulesie
podobają mi się wysocy chłopcy blond
to wspaniały gatunek facetów

to na pewno nie zyskam przyjaciela.




Andrzej Bursa - Trzynastoletnia

Podwórko jak skóra ośla
Na bębnie napięte suche
W oknach nieświeża pościel
Kiśnie w majowym zaduchu

Trzynastoletnia głosikiem
Rączką grubości patyczka
Kołysze wprawiona nawykiem
Półrocznego braciszka

Dziecko pod słońcem zatrutym
W męce wymyślonej się targa
Przewija mokre pieluchy
Chuda bezpierśna i smagłą

Piętnastoletni ciekawie
Z okna spojrzenia śle do niej
To zbliża się piekło krwawe
Porodów i poronień




Andrzej Bursa - Uliczki takie dobrze znam (...)

Uliczki takie dobrze znam
Skrzypiące szczudła domów
Chodziłem nimi tu i tam
W dzieciństwie rozmarzonym

Uliczki takie dobrze znam
Nie muszę drogi pytać
Chodziłem nimi tu i tam
W młodości mej niesytej




Andrzej Bursa - Uśmiech podgardla

Oto jest śpiew przerżniętej szyi
Fistuła cicha lecz najszczersza
Gdy noc z puszystą czarną piersią
Rozmiękła od czerwcowych pijaństw
Kawały luster w szkła rozbija
To szyja szyja poderżnięta

W blaszanej rynnie piszczy w kranie
Do prycz przybici kołdrami
Musimy poddać głowy żaglom
I powiekami przyciśnięci
Śmiejemy się krwawym podgardlem




Andrzej Bursa - Uwaga dramat

Mały szary człowiek
taki szary jak poniedziałek po niedzieli
szary jak szara mysz na szarym polu
dowwolnie sortowany
magazynowany i sprzedawany
hurtownie
oraz krążący w obiegu detalicznie
jako jeden z detali
ogromnej sumy
identycznych detali
detal właściwie zbędny
o wiele bardziej zbędny
od cyfry pod którą jest zapisany
z a p ł o n ą ł w i e l k ą m i ł o ś c i ą.




Andrzej Bursa - W tramwaju

wsiedli nieprawidłowo
niosąc boleść po tatusiu
konduktor ani nie pisnął
zablokowali pół wozu
nikt ani nie mrugnął
boleść po tatusiu
wielka rzecz
a jeszcze napominali ludzi
nasza boleść jest świeża
zabrudzi pan trencz
biały trenczyk
szkoda
żeby się miał pobrudzić
o naszą boleść po tatusiu




Andrzej Bursa - Waluciarze

Kawalerowie podziemni
Rycerze czarnych machlojek
Roją się na hiszpańskim kremie
Pod brzękliwym kawiarni czołem

Kuci na 14 karatów
Wszystkie bramy mają otwarte
Przy stolikach szklanych ze światem
grają cicho w znaczone karty

Łamią kości za gardło łapią
Szeleszczący miękcy i biali
Tulą uszy w drzwi grzecznie drapią
Pazurkami z żółtych metali

Tchórzliwsi od myszy i łasic
Uchylają zawczasu karków
Wypatrują zaprzeszłych czasów
Na współczesnych płaskich zegarkach




Andrzej Bursa - Warszawa-Fantom

rozszyfrowałem tę całą mistyfikację
Że to wcale nie jest miasto Warszawa
(jak i pociąg nie był pociągiem)
tylko ogromny fantom
jakaś monumentalna kant-maszyna
kiepski i kosztowny kawał
wymierzony we mnie
na każdym kroku odkrywam
iluzorycznośc
raz po raz dostrzegam
jak dykta prześwieca przez farbę imitującą tynk
Mądry facet z którym rozmawiam w jego gabinecie
istnieje tylko od połowy
po prostu kadłubek wkręcony w krzesło
on się "unosi"
ale "wstac" nie może
liczy że nie zauważę braku nóg pod krzesłem
profile z tektury
proletariat z worków wypchanych trocinami
błysk kamery filmowej zamiast dziewczyny
wszystko ograne chwyty
uśmiac się z tego
a przecież
wieczorem z okna
przeraża błyskająca
Warszawa-Fantom




Andrzej Bursa - Wino

Biały sad tęsknot
Oczarowanie
Ulic i ogrodów
Młodość zbudzona

Biała sól rozpaczy
Ucięte głowy
Rajskich ptaków marzeń
Młodość zdradzona

Sad kwitnący i soli gorycz
Rajskich ptaków złudne kolory
Wino czerwone




Andrzej Bursa - Z zabaw i gier dziecięcych


Gdy ci się wszystko znudzi
spraw sobie aniołka i staruszka
gra się tak:
podstawiasz staruszkowi nogę że wyrżnie mordą o bruk
aniołek spuszcza główkę
dasz staruszkowi 5 groszy
aniołek podnosi główkę
stłuczesz staruszkowi kamieniem okulary
aniołek spuszcza główkę
ustąpisz staruszkowi miejsca w tramwaju
aniołek podnosi główkę
wylejesz staruszkowi na głowę nocnik
aniołek spuszcza główkę
powiesz staruszkowi "szczęść Boże"
aniołek podnosi główkę
i tak dalej
potem idź spać
przyśni ci się aniołek albo diabełek
jak aniołek wygrałeś
jak diabełek przegrałeś
jak ci się nic nie przyśni
r e m i s




Andrzej Bursa - Zażalenia

Panie ministrze sprawiedliwości...
pan mnie obraża.
Nie znam pana, ale widziałem pańską fotografię w gazecie
i czuję się głęboko obrażony,
na nieszczęście nie tylko przez pana,
większość instytucji państwowych i społecznych
jest dla mnie afrontem,
prawie wszyscy obywatele naszego państwa
są obelgami skierowanymi bezpośrednio we mnie.
Doprawdy, nieraz zapytuję się, komu zależało na zbudowaniu tak
ogromnej machiny
z architekturą, wojskiem, prawem i przestępczością,
żeby mnie,
osobiście m n i e nękać.
Nawet na rogu ulicy zainstalowano ślepca, żeby mnie doprowadzał do
szału.
A jakbyście tak np. przysłali mi paczkę z listem :
Panie Bursa jest pan niegłupim i niebrzydkim chłopcem.
Ofiarujemy panu tę oto parę butów nr 42.
Podpisano :
Ludzkość
Rząd
wzgl. Rada Świata.
Ale nie,
na to wam szkoda pieniędzy.
Ale na tworzenie całych ideologii i apostołów,
z których każdy musi mieć conajmniej 20 par butów(w tym kozłowe z
cholewkami),
po to, żeby m n i e robic na złość,
na to jest grosz.
Panie ministrze!
Do pana nie mam ostatecznie pretensji.Jest pan jedną
gorzka pigułką wrzuconą mi ukradkiem(wasze dowcipy)
do porannej kawy.Strawię i pana.
Ale prawo, co prawo na to?



Andrzej Bursa - Zbrodnia Luizy

Wśród mahoniowych biurek lśniących płyt kredensów
Stąpają nosorożce i mamuty czarne
W salonie odczynionym przez wieczór z nonsensu
Douglas chrapie w fotelu z poderżniętym gardłem

To Luiza sprawczynią tej zbrodni i bredni
Ona szyny i mury zawiązuje w pętlę
I cios miecza się spełni i piorun się spełni
Ale piersi Luizy pozostaną piękne

Luiza wymuskana oddechem zachodów
Wypasiona na stęchłej padlinie nerwozy
Nieprawdziwa jak mleczne brody starych bogów
Nad pejzażami staje i rozpina grozę

Rozżarzona krwi igła sycząca na nerwach
Tworzy brednie Luizy z kolorów powietrza
Luiza to jest dramat co się nie rozegra
I w tym jego fatalność że Douglas jest wieprzem




Andrzej Bursa - Zbrodnia w pomorskim miasteczku

Morski wiatr
Trąbki mosiężne
Miasteczkiem jak Krzyżak zabity
Aaaa... stało się nieszczęście
Zastrzelił żonę oficer

Mewy wrzeszczą: zdrada, zdrada
Ludzie bredzą: zbrodnia, zbrodnia
Chyba go opętał dur

Wartownik piosenkę nuci
Wieczór na nogach kogucich
Podchodzi pod pruski mur




Andrzej Bursa - Zgaśnij księżycu

z misiem w rączkach zasnęło dziecko
miasto milczy jak tajemnica
przyczajony za oknem zdradziecko
zgaśnij zgaśnij księżycu!

księżyc srebrne buduje mosty
księżyc płacze zielonymi łzami
księżyc jest tylko dla dorosłych
zasłoń okno zasłoń okno mamo.

z wież wysokich przez liście szpalerów
na dorosłych zstępuje księżyc
synek ma trzy lata dopiero
jemu jeszcze nie wolno tęsknić.

jeszcze będą burzliwe noce
srebrne miasta dużo goryczy
wstań mamusiu zasłoń okno kocem
zgaśnij zgaśnij księżycu!



Andrzej Bursa - Zodiak

Kłamią fałszywe lustra wszystkich barw wieczorów
Ze strategii zodiaku niechybnie wynika
Że w Ryby się przesila Koziorożca pora
Śmieszna rzewność Barana w tępą jurność Byka

Szarlataństwo zodiaku ścisły tworzy wykres
Nagiej cierpkości wiosen i herbów jesieni
Źródło cichych tajemnic klarowne i czyste
Ciemne wino czerwonej młodości zapieni

Wtedy gwiazdę Luizy zatapiają chmury
Jej postać osieraca w marzeń widnokręgi
Tylko nad głową rosną w absurdu potęgę
Zodiakalnych przeznaczeń złowrogie figury


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sword_of_Justice
Administrator



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:46, 18 Sie 2007    Temat postu: Bursa cz.2 - proza

Andrzej Bursa "Bajka"

Podpadł kiedyś cesarzowi, gdy ten miał zły humor. Cesarz kazał go ściąć. Ale nie miał czasu.
Powiedział tylko:
- Niech się pan zgłasza co godzina w mojej kancelarii i przypomina, że w najbliższym czasie mam panu uciąć głowę.
Więc się zgłaszał. Najpierw to przeżywał. Rozmyślał nad znikomością bytu i skrępowaniem jednostki, zależnością od dzikich kaprysów tępego kacyka. Ale potem się wdrożył. Urzędnicy mieli z nim krzyż pański. Roboty huk, interesanci słabną w kolejce, a tu ten stale:
- Dzień dobry. Cesarz kazał przypomnieć, że w najbliższym czasie ma mi uciąć głowę. Do widzenia.
I tak co godzina.
Punktualnie dwie przed dwunastą wypadał z kawiarni "Ministerialnej" (w innych nie bywał), aby pośpiesznie wygłosić swoja formułkę. Co sobota o jedenastej w nocy, lekko chwiejąc się na nogach po butelce wychylonej w barze "Raj Ambasadora" (w innych nie bywał), zjawiał się w kancelarii i oświadczał bełkotliwie:
- Cesarz kazał przypomnieć... żeby... tego... tam..., że w najbliższym czasie ma mi głowę uciąć.
O czwartej nad ranem zeskakiwał z pryczy, rozstawionej w przedpokoju kancelarii (gdzie indziej nie sypiał), i zaspanym głosem budził drzemiącego sekretarza dyżurnego:
- Cesarz kazał mnie - itd.
Po dwudziestu latach natknął się kiedyś w kancelarii na sędziwego już cesarza.
- A czego ten chce? - spytal cesarz.
- A on się tu zgłasza, że wasza Cesarska Mość ma mu głowę uciąć - rzekł sekretarz.
- No to mu utnijcie - żachną się cesarz.

No to mu ucięli.

Koniec bajki.




Andrzej Bursa - Koń


Czy widzieliście, szanowni państwo, konia tkwiącego bez ruchu na klepisku otoczonym pustymi stajniami i budynkami gospodarskimi? Koń taki wkopany w ziemię, nie posiada żadnej wartości pociągowej, nie służy do niczego. Wystawiony na deszcz, mróz i skwar, ćwiczony batem, dręczony przez muchy i bąki -cierpi. To jego funkcja.
Skóra konia pełna oparzelin i zacieków jest istotną mapą bólu, pełną geograficznych paradoksów i niespodzianek. Ot, np. przeraźliwa na pozór, ogromna oparzelina jest tylko zdrętwiałym płatem skóry bez czucia, a niewidoczna na pierwszy rzut oka drobna rana w okolicach pachwiny kryje przebogate pokłady bólu.
Ponieważ, jak już powiedzieliśmy, nogi konia wkopane są w ziemię, nie jest on w stanie ruszyć z miejsca, a cały wysiłek jaki robi w tym celu pod ciosami bata, pomnaża tylko jego udrękę. Koń jest więc akumulatorem cierpienia. Samoczynnie przez własny wysiłek naładowuje się bólem. Rezerwy posiada tak wielkie, że można by nimi obdzielić wiele rodzin.
Ale pokażcie mi dziś, szanowni państwo, takich, którzy szukają cierpienia.
Mimo to jednak koń jest niezbędny i trudno byłoby sobie wyobrazić normalny bieg rzeczywistości bez niego.





Andrzej Bursa - Szachy


Mój kumpel, tępy i złośliwy jak sto mułów, przynosi stalową szachownicę i pyta - Grasz? - Cha, cha, znam ten kawał. Wiem, że w miarę gry moje figury rozpalają się do białości. Już przy trzecim ruchu będą syczeć przy dotknięciu i zwęglać naskórek. Ale gram, oczywiście, że gram.
Szach, garde, szach. Tracę dwa konie i wieżę, a palce dymią mi jak fabryka. Próbuję przesunąć piona paznokciem, ale napotkawszy ironiczne spojrzenie partnera zaniechuję tego. Partner jest zresztą wspaniałomyślny.- Stracisz królówkę - ostrzega - cofnij ten ruch. - W ten sposób pomnaża się moja tortura.
Gdy bije mi drugą wieżę, mam ochotę się poddać, zaprzestać tej idiotycznej udręki. Ale przecież on się odsłonił. Więc krzywiąc się z bólu, znów robię jakiś ruch fatalny. - Hi hi - rechocze mój tępy kumpel- tak jak w życiu. - Na lepszy dowcip go nie stać, to już końcówka. Ostatnim oparzeniem przesuwam króla na miejsce mata nieodwołalnego.
Kumpel rechocze i zgarnia szachy.
Wtedy ja wołam: - Teraz rewanż.





Andrzej Bursa - Ze sposobów znęcania się nad gośćmi niskiego wzrostu


Podczas zabawy wywołaj go do drugiego pokoju i poczęstuj papierosem. Gdy kurdupel szarmancko poda ci zapaloną zapałkę, odbierz mu ją, chwyć go za kołnierz, unieś do góry i potrzymaj nad ogniem. Z początku będzie protestował. Daj mu wtedy prztyczka w nos i zwróć mu uwagę, że jeżeli będzie zachowywał się zbyt głośno, może tu przybiec jego dziewczyna, tańcząca właśnie z którymś z twoich kolegów. Po chwili kurdupel umilknie i przestanie wierzgać, tylko oczy staną się wilgotne i będą świecić w ciemnym pokoju. Wtedy go postaw na ziemi. Gdy kurdupel będzie się starał wyśliznąć cichaczem z pokoju, uderz go na odlew w twarz. Przystanie i zamruga, wtedy wal.
Kurdupel będzie ci usłużnie podsuwał to prawy, to lewy policzek, błagając cię półgłosem i spojrzeniem, by uderzenia nie były zbyt hałaśliwe, aby nie usłyszała ich przypadkiem jego dziewczyna. To jest najzabawniejszy moment, zwłaszcza, że mały będzie jednocześnie drobił poparzonymi stopami. Teraz już możesz go puścić. Zobaczysz, jak pomknie w lansadach do swojej dziewczyny. Możesz mu wtedy posłać ironiczne spojrzenie, ale raczej nierób tego. Zbyt tani efekt.
Podobnie jak z kurduplami można postępować z garbusami. Tylko wtedy trzeba działać ostrożnie. Taki w krytycznej chwili potrafi zabić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
obojetna_na_zycie




Dołączył: 18 Sie 2007
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pią 21:51, 24 Sie 2007    Temat postu:

Jaroslav Seifert

TYLKO RAZ WIDZIAŁEM


tłum. Andrzej Czcibor-Piotrowski


Tylko raz widziałem
słońce tak krwawe.
A potem już nigdy.
Złowieszczo toczyło się ku horyzontowi
i wydawało się,
że ktoś kopnięciem otworzy wrota piekieł.
Spytałem w obserwatorium astronomicznym
i wiem już dlaczego.

Piekło znamy, jest wszędzie
i chodzi na dwóch nogach.
Lecz raj?
Być może raj to nic innego,
jak uśmiech,
na który czekaliśmy od dawna,
i usta,
które szepną nasze imię.

A potem ta krótka zawrotna chwila,
kiedy wolno nam zapomnieć
o tym piekle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sword_of_Justice
Administrator



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:51, 05 Lut 2012    Temat postu:

Dorothy Parker


Résumé

Żyletka? — krew, nieporządek;
Rzeka? — moczy;
Tabletka? — zła na żołądek;
Kwas? — szczypie w oczy;
Rewolwer? — a zezwolenie?
Pętla? — pęka w pierwszym użyciu;
Gaz? — czuć go wszędzie szalenie;
Lepiej już pozostać przy życiu.

przełożył Stanisław Barańczak


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nightwish




Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:09, 05 Lut 2012    Temat postu:

moze nie jest smutny ale to moj ulubiony, chociaz w pewnym sensie jest smutny bo sam seks dla seksu bez milosci jest smutny moim zdaniem



Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Lubię, kiedy kobieta...
Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię w przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to -- i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskonczone przestrzenie nieziemskiego świata.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sword_of_Justice
Administrator



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:03, 07 Mar 2012    Temat postu:

Witaj ściano
świadku mojego nie sypiania
świadku mojego nie jedzenia
świadku mojego nie sprzątania
świadku mojego nie modlenia się
świadku mojego nie pisania
świadku wszystkich moich niemożności
a także świadku mojej niewiary

Witaj ściano
przyjaciółko w chorobie
ty porażona wiecznym milczeniem
ja porażona paraliżami woli

Wybacz ściano
że przeze mnie jesteś brudna i pusta
bo pospadały z ciebie obrazy
w które ubierałam cię
z wielkim staraniem i radością

a teraz nie jestem w stanie
podnieść ich z podłogi
aby ubrać cię w nie z powrotem

Kocham cię ściano
za twoją cierpliwość
z jaką słuchasz mojego płaczu

Kocham cię ściano
za to że nie muszę
bać się ciebie

Kocham cię ściano
za to że mówisz
z szyderczym uśmiechem
że jestem leniwa

Kocham cię ściano
za to że nie żądasz
abym katując siebie
pomalowała cię
na żółty kolor radości
który i tak przecież
zobaczę na czarno

Błogosławię cię ściano
gdyż wiem
że jedynie ty
będziesz wierną towarzyszką
mojej śmierci
(Małgorzata Hillar "Ściana")


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chizuru




Dołączył: 15 Kwi 2015
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:48, 16 Kwi 2015    Temat postu:

"Fajnie jest być naiwniarą. Albo frajerką. Taką, co za mocno wierzy w coś, co sobie kiedyś wymyśliła. I co trzyma, i nie puści, i nie odda. I co ma priorytet, którego nie podkopie nawet (albo:zwłaszcza) zdrowy rozsądek i logiczna argumentacja. Fajnie jest popełniać błędy w afekcie. Nawet te same. Źle oszacowywać szanse. Porywać się na coś, na co się porywać nie powinno. Być słabo zorganizowanym z nadzieją, że jakoś się to wszystko musi udać. Bo przecież jakoś zawsze wszystko się udaje. Fajnie być takim utopijnym kamikadze przeładowanym ideałami. Nie obliczać, nie kalkulować. Nie rezygnować z trudnych szans i nie bać radykalnych zmian. Działać intuicyjnie i impulsywnie. Nie myśleć w ogóle o skutkach decyzji, tylko robić. Nie przewidywać konsekwencji, tylko robić. Robić. Robić, skoro się bardzo chce i nie umie się inaczej.

termin ważności

Fajnie mieć takie marzenia, co się bez przerwy na nowo ujawniają i manifestują - zwłaszcza w sytuacjach podbramkowych, które tym marzeniom zwykle podstawiają nogę. I fajnie, jeśli one jednak nie upadną, a jak je zaczniesz temperować, to powrócą ze zdwojoną siłą. Bo są dość uparte. Ale do okołu stu czterdziestu razy sztuka. Bo powracać będą tak przez jakiś czas. I nagle przestaną. Bo nieużywane się psują i skraca im się termin ważności. Przychodzi moment, w którym raz zepchnięte na margines, już nie znajdą drogi powrotnej na powierzchnię. I wtedy jest najgorzej. Najgorzej. Bo jak je tracisz, to mózg i serce się starzeją. Robisz się coraz cięższy, aż w końcu przestajesz się w ogóle ruszać. I stajesz w miejscu. Albo chodzisz w kółko, ale i tak donikąd nie dojdziesz, bo chodzenie w kółko to chodzenie na około i na okrągło, dwa w jednym. Zaczyna ci wystarczać, nie trzeba ci więcej. Zaczynasz bilans zysków oraz strat. Co warto, co się nie opłaca. Przekonywać się. Manipulować. I się nie ruszasz. No, masz robaki w swoich marzeniach.

A przecież fajnie, jak się jeszcze chce. Jak się chłonie i się nie pozwala skostnieć swojemu emocjonalno-światopoglądowemu szkieletowi. Jak się nie zamiera w bezruchu tylko po to, żeby było wygodnie. Jak się nie jest tak do końca dorosłym, ale się sobie pozwala na niesubordynację i myślowy eksces. Cały świat głupio gada o tym, że starych drzew się nie przesadza. No, nie wiem. Ponoć już się da. Jest taka specjalna maszyna, co bierze drzewa w makroszczypce, wyciąga z ziemi razem z korzeniami i przenosi w jakieś nowe i fajniejsze miejsce. I nic nikomu złego się nie dzieje. Ale to trudne. Takie przesadzanie. Bo łatwiej się nie ruszać, niż się ruszać. No przecież.

pierwsze oznaki starzenia

Trudno chyba zauważyć takie pierwsze oznaki starzenia. Łatwo je wytropić na powierzchni ciała, ale kogo to obchodzi. Trudniej zauważyć, jak starzeje ci się język i zastyga w samoubezpieczających się formułach pozbawionych stylu i idiomów. Jak ci obumiera wyobraźnia, bo używasz jej oszczędnie i niechętnie. Jak znikają ci pragnienia z horyzontu, bo się zadowalasz lokalnym minimum. Jak przestajesz być już spontaniczny. Jak zaczynasz sam się zdradzać i amortyzujesz sobie te kolejne zdrady mantrą na temat znikomych korzyści i wysokiego stopnia ryzyka.

Bang! Bang! Trudno zauważyć, ale jeszcze można w miarę
bezboleśnie znieść. Słabo robi się dopiero wtedy, kiedy zdasz już sobie sprawę z tego, że się samooszukujesz i że rezygnujesz z tego, co było przecież kiedyś twoją autodefinicją, którą się stawiało koło siebie zaraz po myślniku. No. Wtedy masz ochotę się położyć oraz umrzeć. Upst.
Wiem, że idealizowanie świata to choroba. Wiem, co mi zrobiły filmy z niedzielnego pasma od Disneya, brazylijskie telenowele i amerykańskie seriale, ale i tak bym je cofnęła do początku i obejrzała jeszcze sto pięćdziesiąt razy. I, i tak chciałabym tak samo jak ich bohaterki. Tak samo, czyli tak jak sobie wymyśliłam jeszcze w nastoletniej epoce burzy i naporu: chciałabym mieć taką emocjonalną bezkompromisowość z Brazylii i amerykańską wiarę w prywatną utopię. I dużo zabawek. I wiem, że w tym wszystkim jest za dużo różu, że to jest kanciaste i mało wiarygodne. Że wywołuje nadprodukcję marzeń i niesie ze sobą terror wiecznie powracającego happy endu. Ale mimo wszystko stanowi też dość wysmakowany dramaturgicznie fantazmat pełen romantycznych zajść z gatunku hard-core-emo. I tak sobie myślę, że te wszystkie utopie były jednak fajne. Bo to był test jednokrotnego wyboru - tam się wiedziało, czego się chce i o co się walczy, a tu się często nie wie i się ciągle zastanawia. I często się przegapia. Bo się puszcza ryzykowne momenty jakoś bokiem, udaje się, że się ich nie widzi i łatwo się z nich rezygnuje. Bo dużo łatwiej i bezpieczniej jest umościć się w tym, co znane i wygodne. Dużo trudniej rzucić się na głęboką wodę, oswajać to, co na razie nie znane i zaryzykować, że nie będzie już powrotu do tego miejsca, które już się oswoiło. No, jak się boisz, to tracisz. I starzeje ci się mózg i serce. No, wiem. I przestajesz się ruszać. A jak się nie ruszasz, to stoisz w miejscu. Też wiem. I jesteś coraz bardziej robaczywy i psujesz się od środka. I wszystko dookoła cię omija. Wiem. Wiem. I wiem. I mogę sobie tylko spekulować, co by było gdyby. I jeszcze jak by było. Oraz z kim i gdzie.
Tego nie wiem."


Anka Herbut "Coraz bardziej robaczywy"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum pokoju "Samobójcy" na www.czat.onet.pl Strona Główna -> Hobby Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin